— Co ty mówisz? — wyszeptałam, patrząc na człowieka, z którym spędziłam trzydzieści lat życia.

On był spokojny. Zbyt spokojny.

— Wiesz, zawsze miałem wrażenie, że przegapiłem coś w życiu. Że zbyt wcześnie założyłem rodzinę, zbyt szybko wszedłem w rutynę…

Patrzył na mnie jak na osobę, której trzeba coś wytłumaczyć.

A ja już rozumiałam.

Chciał uciec.

Nie byliśmy idealnym małżeństwem. Kto jest?

Były kłótnie, trudne czasy, nieporozumienia.

Ale myślałam, że to normalne, że każda para przez to przechodzi.

Nie podejrzewałam, że on myśli o czymś więcej.

Że marzy o życiu beze mnie.

Beze mnie. Bez dzieci. Bez wszystkiego, co razem budowaliśmy.

— Poznałeś kogoś? — zapytałam.

Nie odpowiedział od razu.

Nie musiał.

— To nie o to chodzi. To… moje życie. Chcę go jeszcze przeżyć inaczej.

„Inaczej.”

Czyli z kimś młodszym?

Czyli bez obowiązków?

Czyli bez odpowiedzialności?

— A my? — zapytałam, czując, jak w oczach zbierają mi się łzy.

— Już się nie liczymy?

— Jesteście częścią mojego życia, zawsze będziecie… ale ja chcę czegoś nowego.

Nowego.

Czy ja byłam już stara?

Czy nasza rodzina była już nudna?

Przez całe życie wspierałam go we wszystkim.

Gdy stracił pracę, to ja ciągnęłam dom.

Gdy chorował, to ja siedziałam przy jego łóżku.

Gdy był słaby, byłam jego siłą.

Teraz, gdy on odzyskał energię, nagle nie byłam mu już potrzebna.

— Więc po prostu… odchodzisz?

— Tak.

Tej nocy spałam sama.

Rano usłyszałam trzask drzwi.

Nie wiem, czy wróci.

Nie wiem, czy kiedyś zrozumie, jak wiele stracił.

Ale wiem jedno.

Ja już nigdy nie będę na niego czekać.