Dom był pusty.
Stałam w naszej sypialni, trzymając w dłoniach zakurzoną drewnianą skrzynkę, którą znalazłam w najgłębszym kącie szafy. Nie szukałam niczego konkretnego. Po prostu sprzątałam.
Ale kiedy otworzyłam wieko, poczułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej.
W środku leżały listy.
Stare, starannie złożone, przewiązane wstążką.
Nie były do mnie.
Siadłam na łóżku, ręce mi drżały.
Pierwsza kartka była pożółkła, ale pismo było wyraźne.
„Moja najdroższa… Myślę o Tobie każdego dnia. Gdyby życie potoczyło się inaczej, byłabyś teraz przy mnie…”
Poczułam, jak robi mi się zimno.
Przewróciłam kolejną kartkę.
„Każdego wieczoru, kiedy kładę się do łóżka, myślę o Tobie, nie o niej. Moje życie należy do kogoś innego, ale moje serce – tylko do Ciebie.”
To nie była jednorazowa zdrada.
To nie była przelotna miłostka.
To była miłość, która trwała przez całe nasze małżeństwo.
Byliśmy razem ponad dwadzieścia lat.
Dwadzieścia lat śmiechu, kłótni, wspólnych poranków przy kawie. Wierzyłam, że mamy szczęśliwe życie.
A teraz?
Teraz trzymałam w dłoniach dowód na to, że od pierwszego dnia byłam tylko tłem.
Tylko obowiązkiem.
Tylko kimś, kto był „wygodny”, ale nie kimś, kogo kochał.
Nie wiem, jak długo siedziałam w tym samym miejscu.
Nie wiem, ile czasu minęło, zanim wstałam i schowałam listy z powrotem do skrzynki.
Wiedziałam tylko jedno.
Niczego nie podejrzewałam.
Niczego nie zauważyłam.
Przeżyłam życie u boku człowieka, który nigdy naprawdę nie był mój.
I już nie wiedziałam, co jest prawdą.
A co tylko kłamstwem, w które chciałam wierzyć.