- Tak. Dlaczego?

- Mój syn i ja załatwialiśmy pewne sprawy w pobliżu twojego domu. Możemy do ciebie wpaść?

- Tak, zapraszam, ale mam lekki bałagan.

Mija piętnaście minut, dzwonią do moich drzwi, wpuszczam ich do domu i wszyscy razem idziemy do kuchni. Syn Martyny jest aktywnym chłopcem, nie może usiedzieć w miejscu, musi wszystkiego dotknąć, potrząsnąć i rzucić. Ma pięć lat.

Siedziałyśmy z jego mamą w kuchni, piłyśmy herbatę i rozmawiałyśmy. W tym samym czasie Antoś siedział w przedpokoju i oglądał kreskówki. Martyna od razu powiedziała mu, żeby nigdzie niczego nie dotykał.

I wtedy jakieś piętnaście minut później słyszę ogromny huk z pokoju, w którym siedział Antoś. Wyskoczyłyśmy z Martyną z foteli i pobiegłyśmy do holu.

Przybiegłam i byłam zszokowana tym, co zobaczyłam. Na środku pokoju stał sam Antoś ze zdezorientowanym spojrzeniem, a obok niego na podłodze leżało rozbite akwarium, a ryby pluskały się w małych kałużach.

Martyna natychmiast podbiegła do syna, zbadała go, zapytała, czy się zranił. Tymczasem ja poszłam po szmatę, żeby wytrzeć wodę z podłogi. Więc wycieram wodę z podłogi. Moja przyjaciółka właśnie skończyła badać swoje dziecko. I wtedy ona mówi do mnie:

- Olga, przykro mi z tego powodu. Chyba musimy już iść. Musimy jechać, musimy złapać autobus.

- Nie pomożesz mi posprzątać? - Zapytałam ją ze zdziwieniem.

- Przykro mi, ale nie. Musimy już wracać do domu. Dziecko jest bardzo przestraszone i musimy je uspokoić — powiedziała mi.

Następnie zapytałam dziecko, dlaczego zdecydowało się ruszać akwarium. Wtedy powiedział mi, że bawił się samolotem, który wpadł do rogu za akwarium, a on wspiął się po niego. I wtedy rzeczywiście chwycił akwarium.

- Z czego zrobiłeś samolot? - zapytałam, wiedząc, że w pokoju nie ma papieru.

Znalazłem kawałek papieru w twojej szafce i go zrobiłem! - odpowiada mi dziecko mojej przyjaciółki.

I wtedy zdałam sobie sprawę, że to akt ślubu! Aż się spociłam. Ale powstrzymywałam się, jak mogłam. W międzyczasie koleżanka wzięła dziecko za rękę i zaczęła iść w kierunku wyjścia.

- Olga, jeszcze raz przepraszam za to, co się stało. On nie chciał. A dokument przerobisz, tam nie powinno być żadnych problemów — powiedziała mi koleżanka.

- Cóż, nie ma sensu się denerwować. Trzeba będzie wyrobić nowy akt ślubu, kupić nowe akwarium i zapłacić za naprawę sąsiadowi z dołu — odpowiedziałam jej.

- Cóż, nic takiego... Antoś jest jeszcze bardzo mały, to dziecko. Z powodu strachu może zacząć mieć problemy zdrowotne, znowu trzeba wydać pieniądze, żeby pójść do lekarza. A tak w ogóle, dlaczego postawiłaś tam akwarium? Zadzwonię do ciebie później — odpowiedziała mi i wyszła z mieszkania.

Po tym, jak posprzątałam pokój, poszłam do sąsiadki i zapytałam, czy woda jej nie wyciekła. Na szczęście wszystko poszło dobrze i nie musiałam płacić za naprawę sąsiadce z dołu.

Martyna wysłała mi wiadomość tego samego dnia:

- Byliśmy u lekarza. Powiedziano nam, że po strachu dziecko może zacząć się jąkać. Zapłaciliśmy 400 zł za wizytę!

A ja siedziałam tam, nie wiedząc, co jej powiedzieć. Skończyło się na ignorowaniu wiadomości...