Przed naszym spotkaniem mój mąż miał żonę i dwójkę dzieci. Kiedy jego żona dowiedziała się, że jest w ciąży z bliźniakami, na jej twarzy nie było widać radości.

W szpitalu położniczym porzuciła noworodki, spakowała rzeczy i poszła do matki, podczas gdy Karol był w pracy. Kiedy dowiedział się o tym, co się stało, wpadł w szał.

Zabrał dzieci do domu i złożył pozew o rozwód.

Został sam z czwórką dzieci, dwójką starszych – 2 i 4-letnich – oraz nowo narodzonymi bliźniakami, wszyscy chłopcy. Trudno sobie wyobrazić, jak mężczyzna może sobie poradzić sam z małymi dziećmi, gdy nie potrafił.

Nie można było zwrócić uwagi na wszystkie dzieci, zwłaszcza że Karol pracował jako kierowca ciężarówki. Ale nie miał pojęcia o porzuceniu własnych dzieci przez ich matkę.

Mieszkał obok moich rodziców, więc poprosił mnie, żebym opiekowała się dziećmi, gdy on będzie w pracy. Dosłownie musiałam przeprowadzić się do jego domu, ponieważ dzieci wymagały stałej opieki.

Jeszcze nie myślałam o małżeństwie, a w mgnieniu oka zostałam mamą czwórki dzieci. Na początku było to dla mnie bardzo trudne, prawie zrezygnowałam z tego pomysłu.

Po pewnym czasie przyzwyczaiłam się, nauczyłam się wszystkiego i całym sercem przywiązałam się do dzieci.

Dwa miesiące później Karol i ja wylądowaliśmy w tym samym łóżku, a tydzień później oświadczył mi się.

W tym czasie złożył już pozew o rozwód i pozbawił byłą żonę praw rodzicielskich.

Wszyscy próbowali mnie odwieść od tego małżeństwa. Rodzice nie chcieli powtarzać, że to zbyt duża odpowiedzialność. Moi przyjaciele powiedzieli, że to wcale nie była miłość, dla Karola było po prostu wygodne, że jestem jego żoną.

Ale lubiłam Karolka i bardzo kochałam dzieci, więc zgodziłam się na ślub. Świętowaliśmy skromnie, w rodzinnym gronie, bez welonu i sukni ślubnej. To nie miało znaczenia, najważniejsze, żeby dobrze nam się żyło”.

„Tylko wszystko okazało się tak, jak powiedzieli mi rodzice. Karol nie robił nic w domu i nie zwracał uwagi na dzieci. Przyszedł, zjadł, spał, poleciał kolejnym lotem.

Musieliśmy błagać o pieniądze na żywność i ubrania dla dzieci. Kiedy próbowałam poważnie porozmawiać z mężem, powiedział, że zawsze mogę odejść, jeśli coś mi się nie spodoba.

Żyliśmy tak przez prawie dwa lata.

Któregoś dnia Karol wrócił do domu i zawołał mnie do siebie. Bez upiększeń od razu mi powiedział, że ma inną kobietę w innym mieście i że wkrótce będą mieli dziecko:

„Spędzam z nią więcej czasu niż z tobą. Więc zdecydowałem się na życie z nią. I przepraszam. W przypływie złości powiedziałam, że nie dam mu dzieci. Na co powiedział mi:

„Nie ma potrzeby, będę miał własne”.

Karol powiedział, że potrzebuje tylko rozwodu. Zgodziłam się, ale pod jednym warunkiem – nigdy nie powie dzieciom, że nie jestem ich prawdziwą matką. Karol zgodził się.

Aby jakoś utrzymać siebie i dzieci, ukończyłam kurs fryzjerski i znalazłam pracę. Dzieci dopytywały się, gdzie jest ich tata i czy wkrótce przyjedzie.

Musiałam odpowiedzieć, że tata jest daleko, buduje dla ludzi wysokie domy i prędko nie wróci. Sprzedaliśmy dom Karola i przeprowadziliśmy się w inne miejsce, żeby sąsiedzi nie plotkowali.

Wiele lat później. Moi synowie dorastali i wszyscy założyli rodziny. W ten weekend zebraliśmy się całą dużą rodziną, gdyż najmłodsi Antoni i Daniel mieli urodziny.

To był ciepły letni dzień. Synowa pomagała nakrywać do stołu, synowie smażyli mięso na ognisku. Stałam na werandzie i patrzyłam na moje dzieci. Myślałam, że jestem najszczęśliwszą osobą na ziemi.

Daleko za płotem dostrzegłam starszego mężczyznę. Nieogolony, w dresach i podartych tenisówkach...

Karol! Szedł i głośno się oburzył, że nikt go nie wita. Byłam oszołomiona. Karol bardzo się rozzłościł i powiedział, że jest ojcem i należy go szanować.

Nikt nie rozumiał, dlaczego ten obcy człowiek krzyczy i się awanturuje. Mama opowiadała o zupełnie innym ojcu, który uczciwą pracą zarabiał pieniądze i do tej pory był bohaterem w oczach swoich dzieci.

Antoni nie mógł tego znieść i powiedział, że nie będą szanować takiego ojca. Wychowała ich jedna matka, którą zawsze będą kochać i szanować.

Na to Karol wrzasnął, że nie ja ich urodziłam, a inna kobieta. Pobiegłam ze łzami do pokoju i zamknęłam się.

Kilka minut później drzwi się otworzyły. W progu stali moi dorośli, przystojni synowie. Stali i patrzyli na mnie z uśmiechem.

Daniel wręczył mi domowej roboty książeczkę z bajkami, w której było napisane:

„I żyli długo i szczęśliwie, bo mama była zawsze przy nich. Najlepsza mama na świecie”.