- Mamo, jesteś najlepsza na świecie. Zrobię wszystko, abyś zawsze się uśmiechała.
Sebastian nie podejrzewał, jak jego słowa wywróciły duszę jego matki do góry nogami. Była dumna, że urodziła tak wspaniałego chłopca, którego nazwała niczym innym jak aniołem.
Złote loki, niebieskie oczy, regularne rysy twarzy – wszystko w nim emanowało arystokracją. Kiedy dorósł, dało to jego matce powód do dokładnej oceny ewentualnych kandydatek do roli przyszłej synowej: musiała mieć doskonałe korzenie, zadbany wygląd i dobrą smukłą sylwetkę.
Warunkiem było wyższe wykształcenie i nienaganne maniery, nie mówiąc już o pracy w prestiżowym miejscu (najlepiej na dobrym stanowisku) i wpływowym środowisku.
- Mój synek ma już mieszkanie. Teraz potrzebujemy odpowiedniej gospodyni, aby zawsze był idealny porządek. I żeby była gotowa na spotkanie z gośćmi mojego Sebusia nawet o trzeciej nad ranem, bo to jest jej obowiązek jako żony i gospodyni domowej.
W miarę upływu czasu wymagania Teresy nie malały, lecz stawały się coraz bardziej rygorystyczne.
- Nie musisz przesadzać powyżej dwudziestego piątego roku życia. W przeciwnym razie urodzi chore i słabe dziecko. Ogólnie rzecz biorąc, musisz mieć pewność, że dziecko na pewno należy do ciebie.
Pierwszą dziewczyną, którą Teresa musiała spotkać, była Ania. Dziewczyna z prostej rodziny: mama jest księgową, ojciec strażakiem i dwóch młodszych braci. Sama Ania pracowała jako farmaceuta w aptece, co skłoniło Teresę do myślenia:
„Ma więc stały dostęp do leków. A co jeśli mój syn zostanie otruty? Albo ja? Nie, zdecydowanie nie pasuje. Poza tym rodzina to niewykwalifikowani robotnicy, nie potrzebujemy ich”.
- Kochanie, rozumiesz, że nie możesz poślubić Sebastiana, prawda? – Teresa zagruchała, gdy została z Anią sama.
- Jesteś zbyt inna. Dorastał w wyjątkowych warunkach, o jakich nawet nie można było marzyć. Lepiej o nim zapomnij i znajdź kogoś prostszego.
Ania nie zamierzała się tłumaczyć. Cicho wstała i wyszła, nie żegnając się z Sebastianem. Kiedy próbował dowiedzieć się, co się stało, dziewczyna odpowiedziała sucho:
- Zapytaj mamę, która wychowała Cię w specjalnych warunkach. Powiedziała, że jesteś dla mnie za dobry i że powinnam poszukać kogoś prostszego.
- Mamo, dlaczego obraziłaś Anię? Lubię ją, naprawdę ją lubię. Co jej powiedziałaś?
„Synu, zapomniałeś o czymś” – powiedziała powoli kobieta. „Jestem twoją mamą i wiem lepiej, kto może cię uszczęśliwić”. Ale nie byle jaka Ania, to na pewno."
Sebastian zdał sobie sprawę, że nie ma sensu udowadniać czegokolwiek matce i wyszła. Czasami mówił, że poznał nową dziewczynę, ale nie spieszył się z przyprowadzeniem jej do dumnej matki.
Któregoś dnia przyprowadził do matki Lisę, która była w połowie Koreanką. Teresa była w szoku...
Matka siedziała w szoku, próbując sobie wyobrazić, jak wyglądałyby jej wnuki z takiej matki. Okazało się, że jest gorzej niż kiedykolwiek. Sebastian uparł się, że chce ją za żonę... Na weselu podszedł do matki i ściśle poinstruował:
- Unikajmy skandalów. Jeśli Lisa mnie opuści przez ciebie, nigdy ci tego nie wybaczę, po prostu wiedz o tym.
Teresa musiała siedzieć cicho. W milczeniu przyglądała się, jak piękna, promienna panna młoda i syn, promieniujący nieudawaną radością, przyjmowali gratulacje od gości, brali udział w konkursach, wesoło tańczyli, wymieniając pełne miłości spojrzenia. Następnego dnia młodzi przyszli z poczęstunkiem do Teresy, ta jednak nie wpuściła ich za drzwi.
" No więc, synu. Wysłuchałam Cię, spełniłem wszystkie Twoje życzenia. Teraz posłuchaj mnie. Nie przyprowadzaj mi więcej tej wybuchowej mieszanki, nie chcę jej widzieć.
- Czy ty w ogóle rozumiesz, co robisz? Możesz mieć co najmniej tysiąc żon, ale tylko jedną matkę. Nowożeńcy odeszli, a Teresa po namyśle wrzuciła torebkę smakołyków do kosza na śmieci.
Nie wezmę niczego z rąk tego mieszańca” – powiedziała ze złością.
Jednak potem kobieta zaczęła często chorować, a synowa Lisa ją leczyła. Czasami ona i Sebastian wynajmowali dla niej pielęgniarkę pracującą na noc i na dzień, aby starsza kobieta nie pozostała bez opieki.
Teresa nigdy nie była w stanie zaakceptować swojej synowej, której nienawidziła, ponieważ jej syn ośmielił się porównywać ją z matką nie na korzyść tej drugiej.
- Ale sam to powiedziałeś - znajdę kogoś, kto będzie wyglądał jak ty. Gdzie ona wygląda jak ja? – mruknęła Teresa.
Zdając sobie sprawę, że jest teraz zależna od pomocy Lisy, zmuszona była trzymać język na wodzy, co ją niesamowicie irytowało.
Kiedy pewnego zadzwonił telefon, kobieta odpowiedziała melodyjnym głosem:
- Witaj, Lisa. Jak się masz? Stopniowo moje ciśnienie krwi skacze. Czy możesz przyjść do mnie i rzucić okiem? - Nie było jej to na rękę, ale z czasem jakoś przełknęła tę gorzką pigułkę w postaci samodzielnego wyboru jej syna.