Jest histeryczna, oburzona, krzyczy, że czuła się tam jak sierota.

- Tak trzeba się zachowywać, córko, jak człowiek, wtedy bliscy przyjechaliby na twoje wesele, a ty zachowałaś się jak obca, więc czemu teraz się dziwisz?

Wciąż jestem w szoku po zachowaniu mojej córki. Mój mąż jest bardzo urażony, chociaż nic nie mówi na ten temat, ale znam go prawie trzydzieści lat, więc to widzę.

Nie chcę komunikować się z córką po jej słowach. Naprawdę nie rozumiem, jak mogliśmy wychować tak bezdusznego potwora. Moja siostra mówi, że nasza córka nie jest bezduszna, ale bezmózga, ponieważ nadal nie rozumie, co zrobiła źle.

Obiektywnie nie ma nic, czym nasza córka mogłaby się obrazić. Daliśmy z siebie wszystko. Daliśmy jej wykształcenie, kupiliśmy mieszkanie...

Wygląda na to, że nie rozpieszczaliśmy jej zbytnio, ale najwyraźniej gdzieś popełniliśmy błąd, skoro tak się zachowywała w stosunku do własnego ojca.

Półtora roku temu stracił nogę. Był chory, miał operację, ale to nie pomogło, musiał prawie całkowicie amputować nogę.

Oczywiście przyznano mu niepełnosprawność, ale nadal udaje mu się pracować, jego ręce są złote, a głowa jasna, więc tylko kule wskazują, że jest kaleką.

Myśleliśmy o zrobieniu protezy, ale powiedziano nam, że takiej protezy nie zrobią, bo z nogi już prawie nic nie zostało, więc mój mąż musiał chodzić o kulach.

Każdy się już do tego przyzwyczaił, sam chętnie na nie wskakuje, jedyne, że trzeba podpiąć jedną nogawkę spodni, ale nie jest to aż tak duży problem.

Córka nie spoglądała na ojca z ukosa, wydawało mi się, że wszystko rozumie i wszystko akceptuje normalnie, nie wstydzi się. Przyprowadziła nawet narzeczonego na spotkanie z nim, a on też zachowywał się normalnie.

Wiedzieliśmy już, że przygotowują się do ślubu, przygotowania prezentu zaczęliśmy już wcześniej, gdy nasza córka po raz pierwszy przedstawiła nas panu młodemu. Chcieliśmy podarować młodym samochód. Ale nie powiedzieliśmy o tym córce.

Kiedy już ustalili termin, zaczęłam pomagać w przygotowaniach, było sporo do zrobienia. Trzeba tam pojechać, tam zajrzeć, tutaj negocjować. W pełni zaangażowałam się w przygotowania. Z oczywistych powodów mój mąż nie mógł aktywnie pomóc, ale i bez niego było tam wystarczająco dużo asystentów. Ja coś zrobiłam, młodzi i ich przyjaciele też coś zrobili.

Swaci uczestniczyli jedynie finansowo i moralnie, ponieważ mieszkają w innym mieście i musieli przyjechać tuż przed ślubem. Swoją drogą, nie znamy ich.

Córka przyniosła nam zaproszenia, zgodnie z oczekiwaniami, w pięknej kopercie, otwieram, czytam, a tam jest tylko na moje nazwisko. Jestem w kopercie, ale nie ma tam nic więcej.
Mówię, że zapomniałaś dołączyć zaproszenie dla swojego ojca. Myślałam, że po prostu zrobili je dla wszystkich, ponieważ było to tylko na moje imię, nie mogłam myśleć o niczym innym.

- Co on ma tam robić o kulach, psuć ludziom humor? – wypaliła córka.

Nigdy nie widziałam, żeby twarz mojego męża stała się tak szara. Cicho wstał i wyszedł z pokoju, a po takich słowach wyrzuciłam córkę z domu, głupia...

Mąż nie chciał rozmawiać na ten temat, stwierdził, że wszystko już zostało zrobione i usłyszane, nigdzie się nie wybiera. Postanowiłam też nigdzie nie iść. Nie chciałam widzieć mojej córki.

Zadzwoniłam także do wszystkich swoich bliskich i opowiedziała im, co zrobiła. Wszyscy zaproszeni mówili też, że skoro tak mówiła o własnym ojcu, to nie mieli nic do roboty na tym weselu.

Nikt z naszej rodziny nie przyszedł, nikt nie złożył jej życzeń. Teraz jest oburzona, że ​​zrujnowaliśmy jej ślub. Powinna błagać ojca o przebaczenie, a nie obrażać się na krewnych!