Nie chciałam mówić o tym mojemu byłemu partnerowi z dumy. Uznałam, że skoro się rozstaliśmy, to każdy idzie własną drogą.

Z czasem USG pokazało, że zostanę mamą dwóch chłopców. To mnie trochę zaniepokoiło, ale nie sprawiło, że się poddałam. Szczególnie, że wsparli mnie rodzice, zapewniając, że wszystko inne zostanie odsunięte na bok, a oni będą mi pomagać w pełni.

A oto, kiedy mój brzuch stał się już bardzo widoczny, spotkałam w mieście Krzysztofa i jego żonę, związek zalegalizowali dość szybko, ale to ich sprawa...

Widząc mnie z zaokrąglonym brzuchem, Krzysiek zdezorientowany zapytał:

- Będziesz miała dziecko?

Uśmiechnęłam się:

- Nie, będę miała dwóch chłopców, świetnie się postarałeś!

Krzysztof przedstawił mi swoją żonę, Martę, jakby to było dla mnie bardzo ważne, ale postanowiłam się nie denerwować i zachowałam wszystkie normy grzeczności.

Tydzień po tym spotkaniu mój były zadzwonił mówiąc, że chce się ze mną spotkać i porozmawiać o bardzo ważnej sprawie. Nie planowałam tego, więc zaproponowałam spotkanie przy szpitalu. Dodałam, że mam tylko pięć minut na rozmowę.

Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że na spotkanie Krzysztof przyszedł z żoną!

Marta po przywitaniu od razu przeszła do sedna:

- Przepraszam, że wtajemniczam w moje problemy, ale nie mogę mieć dzieci, a ja i Krzysiek mamy dla ciebie interesującą propozycję. Zrezygnuj po porodzie z jednego dziecka na rzecz ojca. Oczywiście nie za darmo, dzieci będą mogły się spotykać i rozmawiać, ale myślę, że będzie to sprawiedliwe.

Byłam w szoku, proponują mi zrezygnować z mojego dziecka, a nie tylko zrezygnować, ale sprzedać go! Prawdopodobnie moje myśli były napisane na mojej twarzy, bo Marta od razu zaczęła mówić:

- Rozumiem, że to niespodziewana i niecodzienna propozycja, ale pomyśl, nie spieszy się z odpowiedzią…

Po prostu pokręciłam głową na nie i bez pożegnania poszłam do lekarza. Po spotkaniu z młodą parą mój spokój skończył się. Marta dzwoniła do mnie codziennie, jakbym jej coś obiecała, właśnie tak się zachowywała. Proponowała konsultacje u "bardziej doświadczonych" lekarzy, chciała zapłacić za kursy dla ciężarnych, krótko mówiąc, była bardzo natrętna.

Marta zadzwoniła do mnie kolejny raz ze swoją głupią propozycją i powiedziała:

- Dlaczego się upierasz? Podzielmy się dziećmi, będzie Ci łatwiej, a my będziemy mieli dziecko!

Wtedy moja cierpliwość się skończyła i odpowiedziałam jej stanowczo, że moje dzieci będą rosły razem, że nie potrzebuję jej rad ani usług i poprosiłam, żeby już więcej nie przeszkadzała. Aby się uchronić, musiałam zmienić numer telefonu.

Nadal zastanawiam się, jak mój były i jego wybranka mogli wprowadzić tak dziwną, delikatnie mówiąc, ideę...