Każdy rok przynosił to samo. Mąż z entuzjazmem organizował wielkie święta, pełne gości, śmiechu i rozmów, podczas gdy ja czułam narastającą presję. Każdego roku obiecywałam sobie, że tym razem nie dam się wciągnąć w to szaleństwo, ale zanim zdążyłam coś powiedzieć, mąż zdążył zaprosić całą listę gości.


– Zrobimy wielką Wigilię, jak co roku, – oświadczył pewnego wieczoru, jakby to była oczywista rzecz.


Wiedziałam, co to oznacza. Wielkie gotowanie, sprzątanie, planowanie – wszystko spadnie na mnie. On cieszył się, że będzie mógł zabłysnąć przed znajomymi, podczas gdy ja ledwo nadążałam z przygotowaniami.


– Kto przyjdzie? – zapytałam, mając nadzieję, że może tym razem liczba gości będzie bardziej rozsądna.


– Zaprosiłem rodzinę, naszych przyjaciół z pracy, a nawet sąsiadów, – powiedział z dumą. – Będzie nas sporo, więc musimy się dobrze przygotować.


Słowo "my" zabrzmiało jak kpina. Wiedziałam, że wszystko spadnie na mnie. To ja będę biegała po sklepach, gotowała dwanaście potraw, dekorowała dom i zajmowała się wszystkim, podczas gdy on będzie opowiadał znajomym, jak wspaniałe święta organizujemy.


Czułam, jak frustracja narasta we mnie z każdą chwilą. Zawsze byłam tą, która organizowała, gotowała i dbała o wszystkich, a on tylko przyjmował komplementy. Ale tym razem coś we mnie pękło.


– Czy ty w ogóle myślisz o tym, kto będzie to wszystko robił? – zapytałam, próbując powstrzymać gniew. – Ty zapraszasz, ty obiecujesz wielkie święta, ale to ja muszę wszystko przygotować.


Spojrzał na mnie zdziwiony, jakby zupełnie nie rozumiał, o co mi chodzi.


– Przecież zawsze wszystko wychodzi świetnie, – odpowiedział z lekkim uśmiechem. – Jesteś najlepsza w tym, kochanie.


Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę. Tak jakbym była jakimś automatem do gotowania i organizowania, a nie człowiekiem, który potrzebuje wsparcia i odpoczynku.

– Nie rozumiesz, prawda? – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy. – Nie mam już siły robić wszystkiego sama. Ty zapraszasz ludzi, a ja jestem tu tylko po to, żeby gotować i sprzątać. To nie są nasze wspólne święta, to jest twój pokaz przed znajomymi.


Jego twarz spochmurniała, kiedy zrozumiał, że tym razem nie odpuszczę.


– To nie tak, – zaczął, ale przerwałam mu.


– Nie, to dokładnie tak. Zawsze dbasz tylko o to, żeby przed wszystkimi wypaść jak najlepiej, ale nie dbasz o to, jak ja się czuję. Mam już dość tego, że jestem tylko kucharką na twoich przyjęciach.


Zapanowała cisza. Wiedziałam, że nasze rozmowy nigdy wcześniej nie dotykały takich tematów. Zawsze byłam cicha, zawsze starałam się być pomocna. Ale teraz czułam, że nie mogę już dłużej tak żyć.


– Jeśli chcesz takiej Wigilii, to zrób ją sam. – Zakończyłam naszą rozmowę, wstając z miejsca. – W tym roku ja się nie będę poświęcać dla twojego przyjęcia.


Opuściłam pokój, czując, że wreszcie powiedziałam to, co od dawna chciałam powiedzieć. Nie wiedziałam, co mąż zrobi teraz, ale jedno było pewne – te święta nie będą takie, jak on sobie wyobrażał.