Nie sądziłem, że dojdzie do tego momentu. Mieszkanie, które było naszym domem od dzieciństwa, miało być miejscem pełnym wspomnień i spokoju. Ale teraz stało się polem bitwy. Moja mama, kobieta, która zawsze starała się być sprawiedliwa, teraz zdecydowała, że mieszkanie musi być podzielone równo między mnie a mojego brata. Problem w tym, że nasze życia są zupełnie inne. Ja mam rodzinę – żonę, dzieci, zobowiązania. A on? On żyje sam, bez planów na przyszłość, bez zobowiązań. I teraz mamy się podzielić wszystkim po równo?


Rozmowa z mamą zaczęła się spokojnie. Wiedziałem, że prędzej czy później będzie musieli poruszyć temat mieszkania, ale nie spodziewałem się, że będzie to aż tak trudne.
– Postanowiłam, że mieszkanie zostanie podzielone równo – powiedziała, patrząc na mnie z tym samym wyrazem twarzy, który zawsze miała, kiedy coś postanowiła. – Ty dostaniesz połowę i twój brat dostanie połowę.


Słowa te spadły na mnie jak ciężar, którego nie mogłem znieść. Oczywiście, mój brat jest rodziną, ale czy to naprawdę sprawiedliwe? Czy to sprawiedliwe, że muszę dzielić dom, w którym teraz żyję z żoną i dziećmi, z kimś, kto nie ma żadnych zobowiązań?


– Mamo, przecież wiesz, że ja mam rodzinę – zacząłem, starając się opanować emocje. – Potrzebuję tego mieszkania. To nasze jedyne miejsce, nasz dom. A on… on nie ma nikogo. Nie potrzebuje takiej przestrzeni. Może powinien dostać coś innego, a ja mieszkanie?


Spojrzała na mnie z chłodnym spokojem, jakby moje argumenty nie miały dla niej znaczenia.


– To nie ma znaczenia – odpowiedziała sucho. – Oboje jesteście moimi dziećmi. Oboje macie równe prawo do tego mieszkania.


Te słowa uderzyły mnie jak cios w brzuch. Czy naprawdę miała zamiar postawić na równi moje potrzeby jako ojca, męża, z potrzebami mojego brata, który żyje beztrosko, bez zobowiązań, bez planów na przyszłość? Zawsze wiedziałem, że mama była sprawiedliwa, ale to... to była jawna niesprawiedliwość.


– On nawet nie mieszka tutaj – powiedziałem z goryczą, próbując zachować spokój. – To ja zajmuję się tym miejscem, to ja dbam o to, żeby było gdzie wracać. A on? Nawet się nie interesuje.


Ale mama nie słuchała. Była nieugięta.


– To nie ma znaczenia – powtórzyła, jakby była zamknięta na jakiekolwiek argumenty. – Musicie się dogadać.


Dogadać się? Jak mam się dogadać z kimś, kto nawet nie pojawia się w naszym życiu, kto żyje swoim własnym życiem, nie martwiąc się o nic? Dla mojego brata to mieszkanie było tylko kolejną rzeczą, którą mógłby mieć. Dla mnie to było wszystko – miejsce, gdzie dorastały moje dzieci, gdzie moja żona czuła się bezpiecznie. A teraz miałem to dzielić z kimś, kto nigdy nie okazał zainteresowania?


Postanowiłem porozmawiać z bratem. Myślałem, że może on to zrozumie, że zobaczy, że ja naprawdę potrzebuję tego mieszkania. Ale kiedy usiadłem z nim, jego obojętność mnie przeraziła.


– To tylko mieszkanie – powiedział, wzruszając ramionami. – Jeśli mama chce, żebym dostał połowę, to tak będzie. Nie moja wina, że masz rodzinę. To twoja decyzja.


Te słowa były jak lodowaty prysznic. Nie jego wina? Jak mógł tak to postrzegać? Czy naprawdę nie widział, że dla mnie to było coś więcej niż tylko cztery ściany? Czy nie widział, że to mieszkanie było naszym jedynym zabezpieczeniem, że bez niego nie mielibyśmy dokąd pójść?


– A co z nami? – zapytałem, próbując zachować spokój. – Z żoną, dziećmi? Gdzie mamy pójść, jeśli to podzielimy?


– To nie mój problem – odpowiedział beznamiętnie. – To wasze życie, nie moje.


W tamtej chwili zrozumiałem, że nie będzie kompromisu. Mój brat nigdy nie zrozumie, co to znaczy mieć rodzinę, mieć obowiązki, czuć odpowiedzialność za innych. Dla niego liczyła się tylko własna wygoda, własne prawo do czegoś, co według niego należało mu się z automatu.


Mama chciała być sprawiedliwa, ale jej decyzja była krzywdząca. Miałem rodzinę, która potrzebowała domu, a mój brat miał tylko siebie. Ale to nie miało dla niej znaczenia. Dla niej sprawiedliwość oznaczała równy podział, bez względu na to, jak bardzo nierówna była nasza sytuacja.


Zrozumiałem, że muszę walczyć. Muszę stanąć po stronie mojej rodziny, nawet jeśli oznacza to konflikt z moją mamą i bratem. Bo to mieszkanie, które otrzymałem od babci, nie było tylko majątkiem. Było naszym domem. I nie pozwolę, by ktokolwiek mi go odebrał.