Zawsze starałam się pomagać mojej córce. Była moim oczkiem w głowie od najmłodszych lat, a po śmierci męża to na niej skupiłam całą swoją uwagę. Nigdy nie prosiłam o wiele, chciałam jedynie, by była szczęśliwa i miała to, czego ja nie mogłam jej zapewnić w młodości. Dlatego, kiedy zasugerowała, że powinnam sfinansować wakacje dla niej, jej męża i dzieci, poczułam się rozdarta.


Od lat odkładałam pieniądze z emerytury na „czarny dzień”. Wiedziałam, że nie jestem już młoda, a życie bywa nieprzewidywalne. Miałam skromne oszczędności, które dawały mi poczucie bezpieczeństwa. Zawsze myślałam, że gdyby coś się stało, te pieniądze pozwolą mi godnie przetrwać trudne chwile.


Kiedy córka przyszła do mnie z prośbą o sfinansowanie ich wakacji, tłumacząc, że bardzo potrzebują odpoczynku, poczułam, jak serce mi się łamie. Z jednej strony chciałam pomóc, przecież zawsze to robiłam. Ale z drugiej strony, te pieniądze miały być na moje przyszłe potrzeby, na przypadki choroby czy innych niespodziewanych wydatków. Nie miałam pewności, jak długo jeszcze będę w stanie radzić sobie sama.


Próbowałam wyjaśnić córce, że odkładam te pieniądze na wypadek problemów zdrowotnych, ale ona nie chciała słuchać. "Mamo, masz dom, emeryturę, dlaczego byś nie miała nam pomóc? My jesteśmy teraz młodzi, pracujemy, ale dzieci rosną, i potrzebujemy tego wyjazdu. Ty na pewno sobie poradzisz, zawsze sobie radziłaś" - mówiła z pewnością w głosie.


Miałam wrażenie, że nie docenia, jak trudno było mi odłożyć te pieniądze. Z każdym jej słowem czułam się coraz bardziej winna, że nie chcę spełnić jej prośby. Przecież to moja córka, moja jedyna córka. Czy to źle, że chciałam dla niej jak najlepiej?


W końcu musiałam podjąć decyzję. Z ciężkim sercem przekazałam jej część swoich oszczędności, modląc się, żeby te pieniądze, które mi zostały, wystarczyły na moją starość. Jednak nie mogłam się pozbyć uczucia, że popełniłam błąd, że zdradziłam samą siebie i swoje potrzeby.


Czasem zastanawiam się, czy kiedykolwiek zrozumie, jak wiele mnie to kosztowało. A może zrozumie dopiero wtedy, gdy sama będzie w moim wieku, odkładając na „czarny dzień”, mając nadzieję, że jej dzieci nigdy nie postawią jej w podobnej sytuacji.