Emerytka z dołu zabrania mi odkurzać przed 22. Jak jej przeszkadza, niech się wyprowadzi. Moja frustracja i gniew rosły każdego dnia, ale ta sytuacja miała się wkrótce dramatycznie pogorszyć.


Zawsze starałam się być dobrą sąsiadką. Życie w bloku nauczyło mnie szacunku do innych, ale też oczekiwałam wzajemności. Mój dzień był pełen obowiązków – praca, zakupy, opieka nad dziećmi. Wieczory były jedynym momentem, kiedy mogłam zająć się domowymi porządkami. Odkurzanie było jednym z tych zadań, które musiałam zrobić, zanim wszyscy zasną.


Pani Stanisława, emerytka z mieszkania poniżej, od początku nie była zadowolona z mojego odkurzania. Każda moja próba sprzątania kończyła się głośnym stukaniem w sufit, co było jej sposobem na wyrażenie niezadowolenia. Próbowałam rozmawiać z nią kilka razy, tłumacząc, że wieczór to jedyny czas, kiedy mogę sprzątać. Ale ona zawsze miała jedną odpowiedź: „Jeśli ci to nie pasuje, to się wyprowadź.”


Pewnego dnia, po wyjątkowo ciężkim dniu w pracy, postanowiłam odkurzyć mieszkanie. Było późno, ale wiedziałam, że jeśli tego nie zrobię, kolejny dzień zacznie się od bałaganu. Jak tylko włączyłam odkurzacz, usłyszałam znane mi już stukanie w sufit. „Dość tego!” – pomyślałam. Wybiegłam na korytarz i zeszłam piętro niżej, aby porozmawiać z panią Stanisławą.


Drzwi otworzyła mi z wyraźnym niezadowoleniem. „Czy naprawdę musisz to robić o tej porze? To niedopuszczalne!” – wykrzyknęła.


„Pani Stanisławo, mam swoje obowiązki i czas na sprzątanie tylko wieczorem. Proszę o trochę zrozumienia” – starałam się być uprzejma, choć wewnętrznie wrzałam.


„To ty musisz się dostosować, a nie ja. Mieszkam tu od 40 lat i nigdy nie miałam takich problemów z sąsiadami!” – odparła z gniewem.


„Jeśli tak pani przeszkadza, może powinna pani pomyśleć o przeprowadzce do spokojniejszego miejsca” – powiedziałam w końcu, nie mogąc powstrzymać złości.


Oczy pani Stanisławy rozbłysły gniewem. „Nie będę się nigdzie wyprowadzać. To ty jesteś tutaj problemem!” – krzyknęła, trzaskając drzwiami przed moim nosem.


Wróciłam do mieszkania, czując, że sytuacja wymknęła się spod kontroli. Następne dni były pełne napięcia. Każde moje sprzątanie, każdy odgłos z mojego mieszkania spotykał się z natychmiastową reakcją pani Stanisławy. Zaczęła dzwonić do administracji bloku, składać skargi, a nawet rozmawiać z innymi sąsiadami, próbując ich przekonać, że jestem uciążliwą sąsiadką.


Pewnego wieczoru, kiedy wróciłam z pracy, zastałam list w mojej skrzynce. Było to oficjalne pismo od administracji, w którym prosili mnie o wyjaśnienia i grozili sankcjami, jeśli nie przestanę odkurzać w godzinach wieczornych. Byłam w szoku. Czułam, że jestem niesprawiedliwie traktowana i że nie mam żadnego wsparcia.


Postanowiłam odwiedzić panią Stanisławę jeszcze raz, mając nadzieję, że uda nam się dojść do porozumienia. Tym razem byłam bardziej zdesperowana niż zła. Kiedy otworzyła drzwi, zobaczyła moje zrezygnowanie. „Pani Stanisławo, proszę, porozmawiajmy. Musimy znaleźć rozwiązanie. Nie chcę konfliktów” – powiedziałam.


Patrzyła na mnie przez chwilę, a potem jej twarz złagodniała. „Wejdź, porozmawiajmy” – powiedziała cicho.


Usiedliśmy przy jej stole, a ja opowiedziałam jej o moim życiu, pracy, dzieciach i obowiązkach. Słuchała w milczeniu, a potem zaczęła mówić o swoim życiu. O samotności, o problemach zdrowotnych, o tym, jak bardzo ceni sobie spokój w swoim domu.


„Może możemy ustalić jakieś godziny, w których mogę sprzątać, a które będą dla pani do zaakceptowania?” – zaproponowałam.


Zamyśliła się na chwilę, a potem skinęła głową. „Może po 21.00? To czas, kiedy oglądam swoje ulubione programy i nie przeszkadza mi hałas.”


Zgodziłam się, czując, że osiągnęłyśmy pewien kompromis.