Czuję się jak puste miejsce, mimo że jestem oficjalną żoną. Igor ciągle komunikuje się ze swoją byłą, chowając się za dzieckiem, co mnie boli. A teraz zamierza zabrać żonę i syna nad morze, bo, jak widać, ona nie pozwoli byłemu zabrać samo dziecko. Chce jechać z nimi...

Pobraliśmy się z Igorem, gdy miałam 23 lata. Był rozwiedziony, ale aktywnie uczestniczył w życiu dziecka. Nie pytałam, dlaczego się rozwiedli, ale mój mąż powiedział, że to była jego inicjatywa.

Moja mama długo odradzała mi takie małżeństwo. Tłumaczyła mi, że dziecko zawsze będzie łącznikiem między byłymi małżonkami, ale ja nie wierzyłam. Zmarnowałam na niego swoje młode lata i nigdy nie pomyślałam, że będę ofiarą tego związku.

Na początku Igor komunikował się z synem tylko raz w tygodniu. Nie przedstawił mnie mu, nie narzucał komunikacji, z czego byłam zadowolona. Wiedziałam, że płacił alimenty i dawał osobne pieniądze na chłopca, ale nie ingerowałam w to. Oboje dobrze zarabialiśmy, więc stać nas było na takie rzeczy.

Jedyną rzeczą, która mnie stresowała, było to, że za dużo komunikował się ze swoją byłą małżonką. Dzwoniła i pisała do niego regularnie, choć nie zawsze na temat życia dziecka. Potrafił iść do niej w środku nocy.

Zawsze był też dla niej miły, więc było to dla mnie stresujące. Kiedy powiedziałam o tym mężowi, roześmiał się i powiedział, że utrzymują dobre relacje dla szczęścia ich wspólnego syna.

Starałam się o tym nie myśleć. Starałam się odganiać od siebie złe myśli, ale moja matka również dolewała oliwy do ognia:

- Spójrz, to przystojna dziewczyna. Wciągnie mężczyznę z powrotem do rodziny. Mają razem dziecko, a to wiele znaczy.

Nie lubiłam tego słuchać, ale nie zamierzałam się zniżać i wzbudzać w sobie zazdrości. Ale kiedy dotarło do mnie, że jedzie z nią nad morze, straciłam rozum.

Wiedziałam, że planuje zabrać syna do nadmorskiego kurortu. Chciałam pojechać z nimi, ale dyrektor nie pozwolił mi aż na dwa tygodnie. Nie miałam nic przeciwko temu, żeby pojechał sam z synem, ale na kilka dni przed wyjazdem ogłosił, że zabiera ze sobą również byłą żonę.

- Co w tym złego? Syn jest mały, nie chce jechać bez mamy. A ja będę spokojniejszy, była żona nie będzie miała do mnie później pretensji. Zwróci mi pieniądze za wyjazd, jak będzie miała okazję — powiedział mąż.

Nie chodzi o pieniądze, ale o to, że nasze małżeństwo rozpada się na naszych oczach. Podróżowanie z byłą żoną nie przypomina przyjaźni. Przypomina mi to rodzinną wycieczkę. Robią ze mnie głupka, bo zostaję w domu, a z moim mężczyzną jest inna kobieta.

Mój mąż mówi, że robię z siebie idiotkę i psuję mu nastrój przed wyjazdem. Ale jestem usprawiedliwiona! Nie chcę polegać na słowie honoru, a potem zastanawiać się, czy zostałam zdradzona, czy nie. Szczerze? Nie wiem, jak na to wszystko zareagować. Moja mama mówi mi, żebym rzuciła wszystko i zbudowała sobie życie z dala od niego. Ale ja go kocham!