Nie obchodzi mnie, że wydyma wargi, ale moja mama jest zmartwiona i zdenerwowana.

Na początku Maria robiła dobre wrażenie. Wydawała się miłą i uprzejmą dziewczyną. Ale im dalej w las, tym więcej drzew. Postanowiła się rozwijać kosztem swoich krewnych.

Dwa lata temu urodził mi się siostrzeniec. Wtedy Maria i ja byłyśmy już w złych stosunkach. Przyczyniło się do tego kilka kłótni. Komunikacja z moim bratem również ucierpiała, ponieważ nieustannie bronił swojej żony.

On i ja spotykaliśmy się na neutralnym terenie, żeby nie wtykała nosa w nasze sprawy. Wiedziałam, że mają problemy finansowe, chociaż trzy lata temu moja mama sprzedała mieszkanie mojej babci i podzieliła pieniądze między nas. Ja wzięłam w hipotekę kawalerkę mojej siostry, a oni postanowili zaryzykować i wziąć od razu kawalerkę.

Teraz ledwo wiążą koniec z końcem. Maria była na urlopie macierzyńskim i żyli z pensji mojego brata. Jego żona miała iść do pracy, ale był jeden problem — z kim zostawić siostrzeńca. Nasza mama była chora, a rodzice bratowej jeszcze nie przeszli na emeryturę.

Na naradzie rodzinnej postanowili poszukać niani. Wszystko było ciche i spokojne, dopóki Maria nie zaczęła do mnie dzwonić:

- Pomóż mi, niania jest chora, nie mam z kim zostawić Igorka. Mam zaległy projekt, nie mogę zostać w domu.

Zgodziłam się, choć musiałam odwołać swoje plany. Ponieważ pracowałam zdalnie, nie było problemów z dyrektorem, ale nie mogłam też wykonywać własnej pracy z siostrzeńcem.

Mieliśmy pracowity dzień. Byłam bardzo zmęczona, więc wieczorem dosłownie padałam z nóg. Żona mojego brata przyszła z ciastem, uśmiechnęła się słodko i coś ćwierknęła. Od razu wiedziałam, że czegoś chce. Poprosiła mnie o opiekę nad dzieckiem, dopóki nie znajdą nowej niani. Zacisnęłam zęby, ale się zgodziłam.

Trwało to tydzień. Zdałam sobie sprawę, że nikt nikogo nie szukał. Uznali, że mogę być darmową opiekunką. W piątek ostrzegłam żonę brata, że nie będę się już opiekować siostrzeńcem, bo mam pracę. Jednak w poniedziałek i tak przyprowadziła go do mnie. Udawałam, że mnie nie ma, nawet wyłączyłam telefon.

Po południu brat zaczął do mnie wydzwaniać z pretensjami:
- Tak ci ciężko pomóc? Moja żona musiała wziąć wolne w pracy, bo nas zawiodłaś.

- Powiedziałam Marii w piątek, żeby już nie przyprowadzała małego. Mam pracę i własne plany.

- Cały dzień jesteś w domu, tak ciężko jest opiekować się siostrzeńcem?

- A ty spróbuj pracować z dzieckiem na ręku, to wtedy pogadamy! - krzyknęłam.

Okazuje się, że Maria musi pracować, a ja nie. Co ja mam zrobić z ich dzieckiem? Będą niańczyć moje? To dobry pomysł: ona urodziły, a ty je wychowujesz!

Mój brat już poskarżył się mamie. Powiedział jej w swoim własnym świetle, więc mama myśli, że to moja wina. Ale nic, czas wszystko załatwi.