Czasem jednak bywa tak, że los każe inaczej... Wybierali się na urodziny do znajomej, która mieszkała na drugim końcu miasta... Było zimno i już ciemno, gdy dotarli na miejsce.
- Pięć minut nie jest straszne. „Przeprosimy” – odpowiedział Ania, wysiadając z taksówki. Przycisnęła róże do futra, żeby nie zamarzły, i zadrżała z zimna. Miała na sobie lekką sukienkę, cienkie rajstopy i nie miała czapki.
- Co za mróz! Gdzie iść? — zapytał Piotrek, patrząc na pusty płot.
"Nie wiem... chociaż tam jest dzwonek” – Ania zobaczyła przycisk po prawej stronie i nacisnęła go, spodziewając się, że drzwi od razu się otworzą i razem z mężem będą mogli wreszcie wejść do środka.
Dzwonek niestety nie zadziałał. Ania postanowiła zadzwonić do Kariny, lecz ta jedynie napisała wiadomość, że się spóźni, ale zaraz przyjedzie jej mąż i wpuści gości do środka. Byli zdziwieni sytuacją.
Okazało się, że Karina zaprosiła gości do nieswojego domu. Nie było jej tam, a zbierający się ludzie zaczęli poważnie marznąć. Gdy Marek w końcu przybył, wpuścił wymarzniętych gości do mieszkania.
Duża przestrzeń była pusta i ciemna. Na suficie znajdowała się pojedyncza żarówka bez żyrandola, a pośrodku stał długi stół i kilka krzeseł. Szczególnie uderzające było to, że stół był pusty.
Podczas gdy goście rozglądali się w poszukiwaniu wieszaka na ubrania, Marek kilka razy podszedł do samochodu i wyciągnął duży pęk balonów.
- Kurczę, a co ze światłem?
„Gospodyni powiedziała, że wczoraj jeden z lokatorów zepsuł żyrandol. Nie mieliśmy czasu go wymienić” – wzruszył ramionami.
- No cóż, nie możemy pracować, spójrz, odkręcimy girlandę na choince i będzie dobrze. Ciemność jest przyjacielem młodości.
- Kiedy przybędzie Karina? - zapytała Ania.
„Nie miała na coś czasu… Jej loki się nie kręcą, włosy nie układają się.” Ale niedługo będzie” – oznajmił, rozwijając pęk balonów.
- A co z jedzeniem? Może idź do sklepu? — ktoś inny wyjaśnił tak taktownie, jak to możliwe.
- Dokładnie! Dobrze, że to powiedziałeś, inaczej bym zapomniał – Marek uderzył się w czoło. Wrócił do samochodu i wziął kilka toreb z supermarketu. - Tutaj.
- No cóż, jadę po Karinę. – Zostańcie tu na razie – powiedział i wyszedł.
Gdy solenizantka przybyła cała w cekinach i brokacie we włosach, natychmiast wyciągnęła ręce po prezenty. Ania wręczyła przyjaciółce kopertę, którą Karina szybko rozdarła. Siedzieli przy stole z paluszkami i przy herbacie. Okazało się, że Marek, podając torby komuś z gości, miał nadzieję, że pojadą do sklepu po smakołyki, jak kawior, ciasta i coś na ciepło...
- Ale mało, mogłam zaprosić Nowaków, zamiast was - powiedziała zawiedziona, widząc kwotę ukrytą w kopercie z kartką urodzinową.
Goście byli szczerze znudzeni i nie wiedzieli, jak się zachować. Wszyscy czuli się nie na miejscu. Każdy był głodny, zmarznięty i smutny. Co więcej, ta na wpół martwa lampa, ledwo oświetlająca dom, była denerwująca.
Jedynym pozytywem było to, że w pokoju było stosunkowo ciepło. Nie było gorąco, ale zdecydowanie cieplej niż na zewnątrz. Jedni grzebali w telefonach, inni wpatrywali się w okno... Cholerna nuda!
Nagle Piotr zdenerwowany, złapał żonę za rękę - wychodzimy - stwierdził - idziemy coś w końcu zjeść, a z Kariną zabraniam Ci się przyjaźnić - dodał sucho, podając głodnej żonie cienki płaszcz.