Informację o jego śmierci przekazała PTV Echo, stacja-symbol pionierskich czasów prywatnej telewizji w Polsce. Dla wrocławskich widzów był kimś więcej niż prezenterem – był kronikarzem emocji i codzienności miasta.

Telewizja, która rodziła się z pasji

Szołtysik należał do współtwórców PTV Echo – pierwszej niepublicznej stacji telewizyjnej w kraju. W realiach, gdy prywatne media dopiero szukały języka i formy, on stawiał na autentyczność. Jako szef redakcji sportowej i reporter żużla potrafił opowiedzieć zawody tak, by widz czuł kurz toru i napięcie trybun. Relacje z meczów Sparta Wrocław przyciągały rzesze kibiców, a ekipa Echa podążała za nim po całej Polsce.

Nie potrzebował patosu – wystarczała pasja. To ona sprawiała, że transmisje żyły, a sport stawał się wspólnym przeżyciem.

„Echoludek” z krwi i kości

W pożegnaniach współpracownicy nazwali go „echoludkiem”. To określenie mówi wszystko: był integralną częścią stacji, jej rytmu i charakteru. Zawsze blisko ludzi, zawsze w biegu – z kamerą, mikrofonem i notatnikiem. Taki styl pracy budował zaufanie widzów i tożsamość medium.

Dokumentalista lokalnych historii

Poza sportem Szołtysik realizował się jako reżyser filmów dokumentalnych. „Szalejów po powodzi” oraz „Cud” to obrazy skupione na człowieku i wspólnocie – bez efekciarstwa, za to z uważnością i empatią. Były zapisem doświadczeń, które rzadko trafiają na ogólnopolskie anteny, a które tworzą prawdziwą tkankę regionu.

Krótkie role, długie wspomnienia

Ogólnopolska publiczność kojarzy go także z epizodów w kultowym serialu Świat według Kiepskich. W odcinkach „Złoty gol” oraz „Doktor Śledzik i Mister Zgredzik” wcielił się w dziennikarza – rolę bliską jego zawodowej drodze. Choć były to krótkie występy, dla wielu widzów stały się sympatycznym znakiem rozpoznawczym.

Koniec pewnej epoki

Ryszard Szołtysik zmarł 27 grudnia 2025 roku. Jego odejście zamyka rozdział mediów tworzonych z pasji i improwizacji, gdy liczyły się pomysł, zespół i bliskość z widzem. Pozostaje dorobek: relacje sportowe, dokumenty i wspomnienia współpracowników, którzy uczyli się od niego rzemiosła.

Pamięć, która zostaje

Dla Wrocławia był twarzą telewizji, która rosła razem z miastem. Dla widzów – głosem sportowych emocji. Dla młodszych dziennikarzy – przykładem, że kamera nie musi krzyczeć, by opowiadać prawdę. Jego praca zostaje w archiwach, ale przede wszystkim w pamięci tych, którzy oglądali, słuchali i współtworzyli z nim medialną codzienność.