Kobieta zniknęła bez śladu tuż po tym, jak odprowadziła dzieci na przystanek autobusowy. Od tamtej pory nie nawiązała kontaktu z rodziną, a śledczy nie odnaleźli żadnych jednoznacznych tropów prowadzących do jej miejsca pobytu. Teraz w śledztwie pojawił się nowy, szokujący wątek – głos zabrała była partnerka Jana Klimka, męża zaginionej.

7 października Beata Klimek odprowadziła trójkę dzieci na autobus. Następnie miała udać się do pracy, ale nigdy do niej nie dotarła. Ostatni ślad to wyłączony telefon około godziny 8:30. Od tego momentu wszelki kontakt z kobietą się urwał. Rodzina natychmiast rozpoczęła poszukiwania, a opiekę nad dziećmi przejęła siostra Beaty. Śledztwo nabrało tempa, jednak do dziś nie przyniosło jednoznacznych odpowiedzi.

Od samego początku podejrzenia części opinii publicznej i mediów skupiły się na mężu Beaty – Janie Klimku. Para była w trakcie rozwodu, a w tle pojawiły się również kontrowersje dotyczące jego nowej partnerki, która – według ustaleń mediów – miała w przeszłości wyrok za zabójstwo męża. Klimkowi nie postawiono żadnych zarzutów związanych z zaginięciem Beaty, ale jego zachowanie i relacje o wydarzeniach budziły pytania.

W kwietniu 2024 roku mężczyzna został zatrzymany pod zarzutem znęcania się nad dziećmi, jednak w czerwcu prokuratura umorzyła postępowanie, nie znajdując podstaw do dalszych kroków prawnych. Mimo to cień podejrzenia wciąż się unosił.

W ostatnich dniach w sprawie nastąpił zaskakujący zwrot akcji. Była partnerka Jana Klimka udzieliła wywiadu kanałowi Kryminalny Ekstra, ujawniając nieznane wcześniej informacje. Kobieta twierdzi, że w dniu zaginięcia Beaty przebywała w domu, a Jan Klimka wrócił po nią około godziny 9:20. Wspólnie mieli udać się do banku, by załatwić sprawy związane z komornikiem. Dopiero około godziny 13:00 dowiedzieli się, że Beata zaginęła – od dzieci, które wróciły ze szkoły i nie zastały matki w domu.

Choć początkowo kobieta stanowczo wierzyła w niewinność Klimka, teraz przyznaje, że zaczęła mieć poważne wątpliwości. Kluczowym momentem miało być jego trzydniowe zniknięcie – nie informował jej, gdzie przebywa, a jedyną osobą, która miała kontakt z nim w tym czasie, był jego ojciec. Jak twierdzi, mężczyzna nie wyjaśnił jej, co się wtedy działo, ani dlaczego unikał kontaktu.

Była partnerka przyznała w rozmowie, że choć nie zapytała go nigdy wprost o możliwy związek z zaginięciem Beaty Klimek, to z każdym kolejnym dniem jej zaufanie do Jana Klimka słabnie. – Na początku dałabym sobie rękę uciąć za jego niewinność. Teraz nie jestem już taka pewna – mówi.

Zaznaczyła też, że nie zależy jej na szukaniu winnych, ale na tym, by sprawa została wyjaśniona: – Chciałabym, żeby pani Beata się znalazła. Niezależnie od tego, czy żywa, czy martwa – byle zakończyć ten koszmar. A jeśli ktoś zrobił jej krzywdę, musi ponieść odpowiedzialność.

Choć służby nie komentują nowych doniesień, zeznania byłej partnerki Jana Klimka mogą rzucić nowe światło na przebieg wydarzeń. Czy będą przełomem w trwającym od miesięcy dochodzeniu? Na odpowiedzi przyjdzie jeszcze poczekać, ale jedno jest pewne – sprawa Beaty Klimek nadal budzi ogromne emocje i nadzieję na prawdę, której wciąż nie udało się odkryć.