Jeszcze kilka lat temu siedział tam mój mąż.
Jeszcze kilka lat temu ten dom był pełen życia – śmiechu dzieci, dźwięku sztućców uderzających o talerze, rozmów o codziennych sprawach. Teraz została tylko cisza.
Całe życie poświęciłam rodzinie.
Kiedy wyszłam za Adama, miałam marzenia. Chciałam rozwijać się zawodowo, mieć coś swojego.
Ale gdy pojawiły się dzieci, on miał inne plany.
— Po co ci praca? — pytał, obejmując mnie ramieniem. — Ja zarobię, a ty zajmiesz się domem.
Brzmiało to tak rozsądnie. Byłam młoda, ufałam mu. Mijały lata.
— Może powinnam wrócić do pracy? — powiedziałam raz, gdy dzieci podrosły.
Spojrzał na mnie zdziwiony.
— Po co? Przecież mamy wszystko.
Tak, mieliśmy wszystko. Ale to wszystko należało do niego.
Kiedy dzieci dorosły, zaczęły żyć własnym życiem. Rzadziej dzwoniły, coraz rzadziej odwiedzały. Nie miały już czasu na matkę, która całe życie spędziła w domu.
A potem przyszedł najgorszy dzień.
— Musimy porozmawiać — powiedział Adam pewnego wieczoru.
— O czym?
— O nas.
Nie lubiłam tego tonu.
— Co się stało?
Odchrząknął, spuścił wzrok.
— Wiesz… ja chcę jeszcze czegoś innego od życia.
— Innego?
— Kogoś innego.
Patrzyłam na niego w osłupieniu.
— Zostawiasz mnie?
Westchnął.
— Chcę być szczery. Nie chcę już tego życia.
„Tego życia.”
Czyli mnie. Nie miałam nic.
Dom? Był zapisany na niego. Pieniądze? Nigdy ich nie miałam, wszystko było na jego koncie. Praca? Nie miałam doświadczenia, bo całe życie byłam żoną i matką.
A teraz nie byłam już nikim ważnym. Zostałam sama. W pustym mieszkaniu.
Bez przyszłości. Bez nadziei. Bez niczego.
Czy naprawdę na to zasłużyłam?