Telefon dzwonił nieprzerwanie.
Spojrzałam na ekran. Córka.
Nie odebrałam. Wiedziałam, co usłyszę. Kolejne pretensje, kolejne wyrzuty.
Westchnęłam, usiadłam w fotelu i wzięłam do ręki książkę.
Czy naprawdę chciałam takiego zakończenia mojej historii?
Zawsze byłam matką na pełen etat.
Pracowałam, gotowałam, sprzątałam, rezygnowałam ze wszystkiego, żeby moje dzieci miały jak najlepiej. Nie miałam czasu na własne życie.
Córka dorosła, założyła rodzinę, a ja myślałam, że teraz przyjdzie mój czas.
Myliłam się.
Bo według niej moje życie nigdy nie miało należeć do mnie.
— Mamo, mogłabyś zostać z Antosiem w tym tygodniu? — zapytała, jakby to było oczywiste.
— Nie mogę, mam plany…
— Jakie plany? — spojrzała na mnie, jakbym mówiła coś absurdalnego.
— Chcę odpocząć.
Parsknęła śmiechem.
— Mamo, przecież jesteś babcią. To twój obowiązek.
Te słowa sprawiły, że serce mi zamarło.
— Obowiązek? — powtórzyłam cicho.
— Tak. Ty mnie wychowałaś, a teraz twoja kolej, żeby pomóc mi wychować moje dzieci.
To był ten moment, w którym zrozumiałam, że dla niej nigdy nie byłam człowiekiem z własnym życiem.
Byłam funkcją. Matką, babcią, opiekunką.
I kiedy chciałam po raz pierwszy być sobą, okazało się, że nie wolno mi.
— Kasiu, wychowałam cię, bo jesteś moją córką. Ale twoje dzieci to twoja odpowiedzialność.
— Więc nie chcesz mi pomagać?!
— Pomagałam ci całe życie.
— To była twoja rola!
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu.
Nie chciałam jej stracić.
Ale wiedziałam, że jeśli się zgodzę, już nigdy nie będę wolna.
Nie zadzwoniła od tygodnia.
Cisza bolała.
Ale po raz pierwszy nie czułam się niewidzialna.
Może już nigdy nie zaakceptuje mojej decyzji.
Może zawsze będzie uważać, że jestem złą matką i babcią.
Ale ja w końcu byłam sobą.
I to było warte każdej ceny.