Siedziałam na walizce w przedpokoju, patrząc na męża, który stał przede mną z zimnym wyrazem twarzy.

Jeszcze wczoraj mówił, że mnie kocha.

Dziś kazał mi się wyprowadzić.

A wszystko przez nią.

Od początku wiedziałam, że nie będzie łatwo.

Jego matka była typem kobiety, która uważała swojego syna za ideał. Był jej oczkiem w głowie, jej „małym chłopcem”, jej największym osiągnięciem.

A ja?

Ja byłam zagrożeniem.

— Darek zawsze lubił schabowe, a ty mu dajesz jakieś duszone warzywa? — mówiła z uśmiechem, ale w jej oczach było coś, co sprawiało, że miałam ochotę odłożyć widelec.

— Zawsze sam prasowałam jego koszule, a teraz biedak musi chodzić w twoich nieudolnych zaprasowaniach?

— Ja bym to zrobiła lepiej.

Za każdym razem, gdy nas odwiedzała, czułam, jak stopniowo odbiera mi pozycję żony. Jak wkracza do naszego domu, dyktując zasady.

A Darek?

Milczał.

Nie stanął w mojej obronie ani razu.

Potem było już gorzej.

— Kochanie, muszę pomóc mamie. Wiesz, jak jej ciężko samej… — tłumaczył się po raz kolejny, kiedy wracał od niej o północy.

— Musisz być dla niej milsza. To tylko kilka komentarzy, nie bierz tego do siebie.

— Moja mama chce dla nas dobrze…

To zawsze była ona.

Zawsze była na pierwszym miejscu.

Ja byłam tylko dodatkiem.

Aż nadszedł dzień, w którym usłyszałam coś, czego nigdy się nie spodziewałam.

Była sobota, siedzieliśmy w salonie, a on patrzył na mnie z chłodem, który zamienił moje serce w kamień.

— Moja mama uważa, że nasze małżeństwo nie ma sensu.

Parsknęłam śmiechem, choć wcale nie było mi do śmiechu.

— I od kiedy to twoja matka decyduje o naszym małżeństwie?

Nie odpowiedział.

— Darek…?

Wziął głęboki oddech.

— Może powinnaś się wyprowadzić.

Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy.

— Co?

— Chyba tak będzie najlepiej.

Patrzyłam na niego w milczeniu, próbując zrozumieć, czy on w ogóle zdaje sobie sprawę, co właśnie powiedział.

— To twoja matka ci to powiedziała, prawda?

— To nie ma znaczenia.

— Ma. Bo jeśli to ona podejmuje za ciebie decyzje, to ja nigdy nie byłam twoją żoną. Byłam tylko kimś na doczepkę.

Nie zaprzeczył.

Teraz siedziałam na walizce, a on nawet nie patrzył mi w oczy.

Moje życie, moje małżeństwo, wszystko rozpadło się tylko dlatego, że nie byłam wystarczająco dobra dla jego matki.

A on był na to zbyt słaby, by się jej przeciwstawić.

Zamknęłam za sobą drzwi i po raz pierwszy od dawna poczułam… ulgę.

Nie straciłam męża.

Bo on nigdy naprawdę nie był mój.