Był sobotni poranek, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Nie spodziewałam się nikogo, więc z lekkim niepokojem podeszłam, by je otworzyć. Na progu stała ona – teściowa. Z rękami skrzyżowanymi na piersi, z wyrazem niezadowolenia na twarzy.
— Cześć, kochanie — powiedziała lodowato. — Pomyślałam, że cię odwiedzę.
Nie zapytała, czy mam czas. Nie uprzedziła, że przyjedzie. Po prostu weszła do środka, omijając mnie jak powietrze.
— Naprawdę tu mieszkacie? — zapytała, przesuwając palcem po komodzie w przedpokoju, po czym z niesmakiem spojrzała na kurz, który zebrał się na jej skórze. — Chyba nie jesteś najlepszą gospodynią.
Zacisnęłam zęby.
— Nie spodziewałam się gości, inaczej bym posprzątała.
— Aha. No dobrze, zobaczymy.
I tak zaczęło się piekło.
Teściowa wpadła do kuchni i zaczęła otwierać szafki.
— Jak ty tu wszystko układasz? Nie masz systemu! O, a tu? — Otworzyła lodówkę. — Dlaczego masz przeterminowany jogurt? I… naprawdę przechowujesz cebulę w lodówce?
Stałam bez słowa, bo każda moja odpowiedź byłaby dla niej tylko kolejnym powodem do krytyki.
— Co dziś gotujesz na obiad? — zapytała, krzyżując ręce.
— Miałam zrobić zapiekankę warzywną…
— Zapiekankę?! — prychnęła. — Mój syn potrzebuje prawdziwego obiadu, mięsa, ziemniaków, surówki! Jak ty go karmisz?
Nie miałam już sił.
— Może usiądziesz i napijesz się herbaty?
— Mam lepszy pomysł — uśmiechnęła się sztucznie. — Pokażesz mi, jak gotujesz. Przekonam się, czy nauczyłaś się czegoś od czasu ślubu.
Chciałam coś powiedzieć, ale w tym momencie do domu wszedł mój mąż.
— Mamo? Co tu robisz?
— Ratuję twoje małżeństwo! — odpowiedziała teatralnie. — Ta dziewczyna najwyraźniej nie wie, jak dbać o dom.
Mój mąż spojrzał na mnie, potem na nią i westchnął ciężko.
— Mamo, przestań. Nie jesteśmy w latach pięćdziesiątych. To nie jej obowiązek gotować i sprzątać dla mnie.
— Jak to nie?! — wytrzeszczyła oczy. — To żona!
— To moja partnerka, nie służąca.
Zapadła cisza. Teściowa patrzyła na niego, potem na mnie, jakby ktoś właśnie zburzył jej światopogląd.
— Ty nic nie rozumiesz… — szepnęła.
Chwyciła torebkę, odwróciła się na pięcie i wyszła, trzaskając drzwiami.
Mąż podszedł do mnie, objął mnie ramieniem i uśmiechnął się lekko.
— Co chciała tym razem?
— Sprawdzić, czy dobrze sprzątam i gotuję.
Zaśmiał się cicho.
— Następnym razem po prostu zamówmy pizzę.
I wtedy poczułam ulgę. Bo niezależnie od tego, jak bardzo teściowa próbowała mnie złamać, miałam przy sobie kogoś, kto zawsze stanie po mojej stronie.