Przez całe życie budowałam ten dom – cegła po cegle, oszczędność po oszczędności. Był moim schronieniem, moim miejscem na ziemi, moją dumą. Pamiętam każdy wysiłek, każdą noc spędzoną na planowaniu, każdą złotówkę odłożoną na jego budowę.
Ale teraz moja własna rodzina chce mi go odebrać.
Wszystko zaczęło się niewinnie.
„Mamo, co zamierzasz zrobić z domem?” – zapytała moja córka przy niedzielnym obiedzie.
Spojrzałam na nią zaskoczona.
„Mieszkać w nim, jak zawsze” – odpowiedziałam, uśmiechając się lekko.
Westchnęła, wymieniając spojrzenia z bratem. Już wtedy powinnam wiedzieć, że coś jest nie tak.
Kilka dni później zadzwonił syn.
„Mamo, my z Anią myślimy o przyszłości” – zaczął ostrożnie. „Ty już nie potrzebujesz tak dużego domu. Może moglibyśmy się tu wprowadzić?”
Nie potrzebuję?
Zamarłam.
„Synu, to mój dom” – powiedziałam spokojnie. „Nie zamierzam nigdzie się przeprowadzać.”
Usłyszałam westchnienie.
„Ale przecież prędzej czy później tak się stanie, prawda? Po co czekać?”
Po co czekać?
Wtedy po raz pierwszy poczułam lęk.
Kilka dni później odwiedziła mnie córka.
„Mamo, wiesz, że wszyscy liczą na ten dom. Powinnaś pomyśleć o rodzinie, a nie tylko o sobie.”
O rodzinie.
O tej samej rodzinie, która od lat coraz rzadziej mnie odwiedza, która przypomina sobie o mnie tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje.
Patrzyłam na nią i czułam się obca we własnym domu.
Nie pytała, czego ja chcę.
Nie pytała, jak się czuję, czy jestem szczęśliwa. Liczył się tylko dom.
I wtedy zrozumiałam.
Nie byłam już dla nich matką. Byłam kluczem do spadku.
Kilka dni później przyszli wszyscy. Syn, córka, ich małżonkowie.
„Mamo, wszyscy uważamy, że powinnaś przepisać dom na nas teraz, zanim będzie za późno” – powiedział syn.
„Za późno na co?” – zapytałam zimnym głosem.
„Nie bądź egoistką” – rzuciła córka. „Myślisz tylko o sobie.”
O sobie?
Czy przez całe życie ktoś myślał o mnie?
Spojrzałam na nich po kolei. Nie widziałam tam troski. Widziałam wyczekiwanie.
„Nie” – powiedziałam stanowczo.
„Co?!” – wybuchnął syn. „Jak możesz?”
Wstałam. Pierwszy raz od dawna poczułam siłę.
„To mój dom” – powiedziałam powoli. „Zbudowałam go własnymi rękami. To jedyne, co mi zostało. I nie oddam go nikomu.”
Tego dnia wyszli, trzaskając drzwiami. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek wrócą.
Ale wiem jedno – nie oddam im tego, co jest częścią mnie.
Jeśli dla nich dom znaczy więcej niż matka… to może nigdy nie byli moją prawdziwą rodziną.