Od najmłodszych lat czułam, że w naszym domu było coś nie tak. Mama zawsze patrzyła na mojego brata z dumą, poświęcając mu całą swoją uwagę. Był oczkiem w jej głowie, a ja... ja byłam gdzieś na drugim planie. Zawsze starałam się być dobrą córką, robiłam wszystko, żeby mama mnie zauważyła, ale nic nie działało. Całe jej życie kręciło się wokół mojego brata.


Kiedy był chory, mama spędzała całe noce przy jego łóżku. Kiedy miał problemy w szkole, natychmiast zjawiała się na wywiadówkach, walcząc o jego dobre oceny. Kiedy chciał czegoś nowego – nową zabawkę, komputer, rower – dostawał to bez zastanowienia. A ja? Byłam tą cichą, posłuszną córką, która robiła wszystko, żeby zadowolić mamę, ale nigdy nie byłam wystarczająco ważna.


Z biegiem lat nic się nie zmieniło. Brat wyrósł na beztroskiego młodzieńca, który zawsze mógł liczyć na wsparcie mamy, niezależnie od tego, co zrobił. A ja? Musiałam radzić sobie sama, bez jej uwagi, bez wsparcia. Ale nigdy nie skarżyłam się, bo wiedziałam, że ona kocha swojego syna ponad wszystko.


Brat ożenił się, wyprowadził, a jego życie toczyło się dalej. Jednak to, co najbardziej mnie zabolało, to fakt, że mama wciąż była gotowa poświęcić dla niego wszystko. Zawsze dzwoniła do niego, pytała, jak się czuje, czy czegoś potrzebuje. Mnie pytała rzadko. Byłam tą córką, która zawsze była pod ręką, gotowa do pomocy, ale nigdy nie była priorytetem.


Aż w końcu przyszedł dzień, kiedy mama zachorowała. Nie była już tą silną kobietą, która mogła wszystkim się zajmować. Potrzebowała pomocy. Myślałam, że brat wreszcie się nią zajmie, że po wszystkich latach, kiedy mama oddała mu swoje życie, teraz on odwzajemni tę troskę. Ale myliłam się.


Brat przestał odbierać telefony. Przestał przyjeżdżać w odwiedziny. Kiedy mama najbardziej go potrzebowała, on zniknął. Nie dzwonił, nie pytał, jak się czuje, jak sobie radzi. Zostawił ją samą z problemami, których nie chciał rozwiązywać.


I to wtedy zrozumiałam, że teraz wszystko spoczywa na moich barkach. To ja musiałam zajmować się mamą, robić zakupy, zawozić ją do lekarzy, pomagać jej w codziennych sprawach. Robiłam to bez słowa, bo wiedziałam, że nie mogę jej zostawić samej, mimo że przez lata to właśnie ona zostawiała mnie samą. Nie miałam do niej żalu – tylko smutek, że to ja, której nigdy nie doceniała, teraz muszę być tą, która ją wspiera.


Mama zaczęła rozumieć, że brat nie zamierza wrócić, nie zamierza pomóc. I wtedy spojrzała na mnie z tymi smutnymi oczami, które mówiły więcej niż słowa. Po raz pierwszy w życiu zobaczyłam w jej oczach wdzięczność – coś, czego nigdy wcześniej nie dostałam. Ale było już za późno, by to miało dla mnie znaczenie.


– Dlaczego on mnie zostawił? – zapytała pewnego dnia, a ja nie potrafiłam odpowiedzieć. Bo jak mogłam wytłumaczyć, że brat, któremu poświęciła wszystko, teraz nie miał dla niej nawet chwili? Jak mogłam jej powiedzieć, że może to ona popełniła błąd, poświęcając całe życie dla kogoś, kto nigdy tego nie docenił?

Teraz ja jestem tą, która każdego dnia jest przy niej, a brat... on już dawno zapomniał o istnieniu mamy. Nie dzwoni, nie pisze, nie pyta, jak się czuje. I choć wiem, że mama żałuje swojego wyboru, nie zmienia to faktu, że przez całe moje życie byłam tą niewidzialną córką, która teraz musiała wziąć na siebie odpowiedzialność za wszystko.


Czasem zastanawiam się, czy gdybym była tą "ulubioną" córką, czy wtedy czułabym się inaczej. Ale wiem jedno – teraz, kiedy mama potrzebuje pomocy, to ja jestem tą, która została.